Kategoria: Gospodarka (Strona 2 z 2)

Polityczny "Powrót do przyszłości"

Brawa dla PiS. Pobili rekord w szybkości tworzenia rządu. Dogadali się sami ze sobą w dwa tygodnie i dziś ruszają. A ponieważ historia lubi się powtarzać…

Czytaj dalej ›

10 rzeczy, które musisz wiedzieć o nowym właścicielu TVN

Telewizja TVN zawsze budziła emocje wśród internautów (nie, nie wiemy, dlaczego). Podobnie jest i w ostatnich dniach, gdy „Puls Biznesu” ujawnił nowego właściciela polskiej grupy. Postanowiliśmy zaspokoić ciekawość rynku. Choć wszystkiego, niestety, nie wiemy.


Czytaj tekst Magdy Wierzchowskiej o przejęciu TVN >>

1. Co robią?

Scripps Networks Interactive (SNI) to amerykański producent kanałów lifestyle’owych — obok Travel Channel, ma w portfolio kanały HGTV (dekoracje wnętrz i ogrodów) czy Cooking Channel. Szlagiery?

 Program Travel Channel “Culture Shock – Tokyo”

 Cooking Channel “Dinner At Tiffani’s”

 

 2.  Historia

Zaczęło się w 1878 r. w Cleveland, gdy Edward W. Scripps uruchomił „The Penny Press”. Firma rodzinna, przez dekady przekształcająca się w koncern medialny, która kilka lat temu zdecydowała się podzielić działalność na koncern zajmujący się kanałami tematycznymi (SNI) i bardziej tradycyjny obszar mediów (gazety, lokalne stacje telewizyjne i radiowe) działający pod pierwotną nazwą E.W.Scripps. Obie spółki są notowane na giełdzie. Razem mają kapitalizację na poziomie 11,07 mld USD (43 mld zł). Więcej na temat historii grupy >>

3. Jak się rozwijają

Spółka jest mocno osadzona na rynku amerykańskim, ale od kilku lat konsekwentnie zwiększa obecność na rynkach międzynarodowych — jej kanały są obecne w Europie, na Bliskim Wschodzie, w Afryce, Azji i Ameryce Południowej. South Bank Media, który kupuje TVN, to współwłaściciel UKTV, nadawcy dziesięciu kanałów tematycznych w Wielkiej Brytanii (partnerem Amerykanów w tym przedsięwzięciu jest BBC). Jest też właścicielem platformy ulive, nadającej treści z kanałów tematycznych koncernu i jego partnerów.

4. Skąd rządzą

Siedziba firmy znajduje się w Knoxville, w stanie Tennessee. Tak prezentuje się w Google:

…a tak na Google Street View:

5. Akcjonariusze

Rodzina Scripps kontroluje 38 proc. kapitału akcyjnego i 99 proc. głosów w SNI, wydzielonej z koncernu spółce będącej właścicielem szeregu telewizyjnych kanałów tematycznych.

Jak widać, wiadomo o niej niewiele.

6. Giełda

Wall Street wycenia SNI na 9,5 mld USD (na GPW akcje TVN mocno tanieją, czyli nabywca zrobił dobry interes, ale jego kurs jest spokojny>>). W ostatnich latach korzysta na silnym dolarze i niskiej cenie pieniądza.

7. Wyniki

SNI miał 2,7 mld USD (10,5 mld zł) przychodów i 545 mln USD (2,1 mld zł) zysku netto w 2014 roku. Dla porównania TVN miał w tym okresie 1,59 mld zł przychodów i 189 mln zł zysku netto.

8. Prezes

Kenneth W. Lowe dołączył do grupy w 1980 r., odpowiadając za radio. W 1994 r. założył telewizję HGTV, do dziś flagowy produkt SNI. Później uczestniczył w sukcesach DIY Network i Cooking Channel i w przejęciu Travel Channel. Na czele spółki stoi od 2000 r. 

9. Kariera

Praca w TVN dla wielu młodych ludzi od lat jest marzeniem i początkiem medialnej kariery. Ciężko ją dostać, ale otwiera się nowa furtka. Znalazłem pięć ofert pracy dla SNI w Wielkiej Brytanii. Bliżej nic nie znajdziemy.

10 . Co z gwiazdami?

Ale uwaga! SNI nie opiera ramówki na wielkich nazwiskach.

– Osobowości są dla nas ważne „tak sobie – czytamy w świeżutkim tekście na stronach amerykańskiego Forbes.

I – w odróżnieniu od np. Kardaszianów – osobowości w Scripps muszą „coś wiedzieć”.

Co ważne, nabywca TVN – to dobra wiadomość dla pracowników i współpracowników stacji oraz firm producenckich —chętnie czerpie know-how z lokalnych zasobów.

Zatem wszystkim pracownikom TVN – Powodzenia! Inwestorów wolę nie denerwować tym życzeniem.

 

Na zakończenie przypominam historię zakupu TVN:

Dekalog praw inwestora

Wzajemne zaufanie i szacunek — to warunki sukcesu w każdym biznesie. W inwestycjach, gdy Kowalski powierza innym pieniądze, chyba najważniejsze. Czytaj dalej ›

Ile Nobli naprawdę dostali Polacy?

W poniedziałek o godz. 13 poznamy laureatów ekonomicznego Nobla. Polska raczej nie powiększy swojego dorobku (choć prof. Kołodko może być innego zdania), dlatego uroczyście rozpoczynam dyskusję nt. „Ile naprawdę Nobli zdobyli Polacy”.

Inspiracja? Oficjalna strona najbardziej prestiżowej nagrody, która zainspirowała Wall Street Journal do poniższego wykresu:

 

Czytaj dalej ›

10 najważniejszych obietnic w expose + bonus

Oczywiście wybór subiektywny, podobnie jak wybór tweetów, komentujących wystąpienie premier Ewy Kopacz.

Górnicy pod Sejmem


  • EURO –„wzmocniona strefa euro i stabilna polska gospodarka to czynniki określające moment przyjęcia euro”
  • PODATKI – na początku 2015 r. minister finansów przedstawi nowy projekt prawa podatkowego; w przyszłym roku konkretne ułatwienia dla podatników: podatnik będzie mógł załatwić swoje sprawy w dowolnym urzędzie
  • PRZEDSIĘBIORCZOŚĆ – BGK zwiększy do 25 mld zł środki na wsparcie przedsiębiorców; program gwarancji de minimis wydłużony do 2016 r.; minister gospodarki ma przedłożyć projekt nowych zasad  prowadzenia działalności gospodarczej; do 500 mln zł na wsparcie dla firm, które straciły na rosyjskim embargu
  • BUDOWNICTWO – Ministerstwo Infrastruktury i Rozwoju ma przyspieszyć prace nad kodeksem budowlanym
  • ENERGETYKA, GÓRNICTWO – przyśpieszenie prac nad ustawami, które połączą cele bezpieczeństwa energetycznego; „musimy chronić polskie górnictwo przed nieuczciwą konkurencją (…) nie ustanę w staraniach by ta branża stała się rentowna”
  • OBRONNOŚĆ – wdrożenie 2 proc. PKB wydatków na obronność z budżetu; „Modernizując armię będziemy budować innowacyjny potencjał polskiego przemysłu obronnego w ramach Polskiej Grupy Zbrojeniowej”; dodatkowe 800 mln zł w 2016 i odpowiednio więcej w latach następnych na nowoczesny sprzęt dla wojska
  • TRANSPORT – „w latach 2014 – 2020 zbudujemy 1770 km autostrad i dróg eskortowych oraz 35 obwodnic za blisko 93 mld zł”; „oddamy do użytku pełną sieć autostrad A1, A2 i A4, dróg ekspresowych S3, S5, S6, S7, S8, S17 oraz całą obwodnicę Warszawy”; „najbliższe lata to rewolucja w transporcie kolejowym; będziemy też zwiększać przepustowość polskich portów”; „13,5 mld zł do 2020 na nowy tabor sieci tramwajowych i autobusowych dla miast”
  • EDUKACJA – od 2016 możliwość studiowania na najlepszych uczelniach zagranicznych na koszt państwa – warunek: przepracowanie później przez absolwenta minimum 5 lat w naszym kraju
  • PRACA -w 2015 wzrost środków na budowę żłobków i przedszkoli z 50 do 100 mln zł wsparcie budowy przyzakładowych żłobków i przedszkoli (ponad 2 mld zł); 2015-2020 w ramach pieniędzy z EFS i ulg z podatku CIT
  • PRAWO –„rząd zaproponuje program “Prawo dla każdego”; bezpłatny dostęp do porad prawnych na poziomie lokalnym”

Co na to “loża szyderców” z Twittera?

TOP10 odjechanych fot z akcji #jedzjabłka

4 329 – tyle tłitów z hashtagiem #jedzjabłka pojawiło się od początku naszej spontanicznej akcji. Wśród nich prawdziwe perełki 😉 Oto mój, jakże subiektywny, wybór:

 
\\
 

 

 

 

 

 

 
To ostatnie, oczywiście, nie w ramach akcji. Ale nie mogłem się powstrzymać.
 
Aha, wszystkie posty z Twittera, Facebooka i Instagramu znajdziesz tu>>
 
 

#jedzjabłka bo jest źle (WYKRES DNIA)

Akcja #jedzjabłka, zainicjowana blogiem redaktora Nawackiego w czwartek o godz. 10.48 podbiła polski internet. I dobrze, bo ze spożyciem jabłek jest u nas fatalnie.

 

Przed dekadą spożywaliśmy 23 kg, w ubiegłym roku — już tylko 14 kg . To dane Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej. Powód? Z pomocą przyszła mi Michalina Szczepańska, spożywcze ostrze „PB”: Szeroka dostępność innych owoców, które bywają też bardzo konkurencyjne cenowo. Rośnie np. spożycie cytrusów. Inna sprawa to, że klient kupuje na oko, a jabłka często są słabo wyeksponowane albo poobijane przez nieodpowiedni transport czy “wrzucanie” na sklepową półkę. Wciąż nie ma tu też żadnych marek. Po prostu jabłko to jabłko. Mała też jest świadomość różnorodności odmian. Przydałoby się, żeby po prostu edukować i podpisywać w sklepach – że słodkie, słodko-kwaśne, kwaskowate, miękkie, twarde itd.

A co dzieje się na rolniczych giełdach? To dopiero początek sezonu. W ofercie Broniszy z tegorocznych zbiorów są piros, papierówka, early geneva i antonówka. Cena kilograma jabłek oscyluje wokół 2 zł. Najdroższa jest odmiana Piros – do 2,86 zł za kilogram – informuje giełda owoców i warzyw w Broniszach. Ceny porównywalne z ubiegłorocznymi.

Co zrobić, jak już masz jabłka >>

Kup jabłko swojej kobiecie, bo… >>

Kołodko pisze do "The Economist"

Profesor Grzegorz Kołodko, były wicepremier i minister finansów, nie wytrzymał. Po lekturze raportu „The Economist” na temat ostatnich 25 lat Polski napisał do tygodnika. Polemika ukazała się w najnowszym wydaniu gazety.

Kołodko przyznaje, że zasługujemy na docenienie, które bije z raportu, ale nie zgadza się z hiperpozytywną oceną bijącą ze stron gazety. Przypomina, że gdyby było tak świetnie, 2 mln w większości młodych i dobrze wykształconych Polaków nie opuściłoby kraju.

Profesor ostro krytykuje chwaloną w „The Economist” terapię szokową lat dziewięćdziesiątych, a cały list podsumowuje radą „So forget about the shock and focus on therapy” (zapomnij o szoku, skup się na terapii). Reformy tego okresu uznaje za postkomunistyczną wersję waszyngtońskiego konsensusu, który doprowadził Polskę do niszczącej slumpflacji.

– Relatywny sukces Polski nie dokonał się dzięki terapii szokowej, ale wbrew niej – stwierdza.

Gazeta opublikowała też list Macieja Oleksa-Szczytowskiego, który doradzał polskiemu MSZ w latach 2011-12. On z kolei jako największy problem Polski widzi pułapkę średniego dochodu.

Jak kościół wygonił hossę z Warszawy;)

Hossa nie wróci szybko na polski parkiet. I dobrze. To przecież nic innego, jak kult pogańskiego cielca, czyli giełdowego byka.

W Warszawie miał stanąć byk i niedźwiedź. GPW wymyśliła, że piąty tego typu monument (cztery podobne są w USA) pojawi się na placu Trzech Krzyży, blisko parkietu. I blisko kościoła Świętego Aleksandra.

– Powstanie wrażenie, że rzeźby są integralnie złączone z budynkiem kościoła, co może budzić mylne przekonanie, że są symbolem biblijnego cielca spod góry Synaj, symbolem pogańskiego kultu – oceniła rada duszpasterska, cytowana przez Gazetę Stołeczną.

Cielec w biblii >>

Właścicielem placu jest miasto, a giełda – jak informuje – do proboszcza zwróciła się po sąsiedzku.

 

Coś ta Warszawa nie lubi rynku kapitałowego. Najpierw rząd dostrzegł w Giełdzie kult hazardu przy okazji rozprawy z OFE, teraz kościół zauważył kult pogaństwa. A przecież ten byk miał walczyć (skutecznie) z niedźwiedziem, symbolem sami wiecie, jakiego państwa.

Wiedza i „jaja” – warunek działania członka rady nadzorczej

W spółkach publicznych, w przeciwieństwie do prywatnych, rady nadzorcze mają duży sens – pod warunkiem, że ich członkowie mają wiedzę i „jaja” – uważa Robert Gwiazdowski, były członek rady nadzorczej IDMSA.

Robert Gwiazdowski, fot. Marek Wiśniewski

Przed tygodniem poruszyłem temat bezradności rad nadzorczych, na przykładzie wypadków w WGI i IDMSA. W poniedziałkowym „Pulsie Biznesu” tematem tym zajmuje się głębiej „nieoceniony” Emil Górecki. Teraz tylko mała wprawka, czyli miniwywiad obiecany w tłicie.

Zatem pytam: Warto było się w to pakować, skoro problemy brokera były powszechnie znane?

Robert Gwiazdowski: Każdy z  nas miał inne powody wejścia do tej rady i chyba dla żadnego z  nas nie były to powody finansowe – choć na forach internetowych podobno można było spotkać takie opinie (nie wiem bo osobiście nie  czytam co piszą anonimowi autorzy na tych forach). Aczkolwiek przeczytałem kilka anonimowych maili, jak również podpisanych, które dostałem  z  ostrzeżeniami co się dzieje w spółce. Kilka przedstawiało teorie spiskowe, przy których inne teorie spiskowe mogą się wydawać dziecinadą – ale potęgowały „czujność”.

No to po co?

Mnie  osobiście korciło przyjrzenie się od  środka  jak funkcjonuje rynek kapitałowy, co do którego zawsze pozostawałem sceptyczny.  W ogóle nie gram na giełdzie – mam tylko po  jednej akcji paru spółek jako „wejściówki” na walne zgromadzenia. To jeszcze z przełomu stuleci, gdy odbywały się takie gorące walne zgromadzenia, na  których na jedną zarejestrowaną akcję wchodził pełnomocnik i kilku substytutów.

Pierwsze wrażenie po wejściu do rady?

Takie, o jakim mówił jeden z  polityków. Że po wygraniu wyborów najbardziej zaskoczyło go to, że rzeczywistość okazała się gorsza, niż ją opisywał jak był w opozycji . „Wilk z Wall Street” mógłby się od naszych wilków z Książęcej sporo dowiedzieć. 

Fakt, weszliście do rady równo z premierą tego filmu…

I po zmianach w akcjonariacie. Zmiany w akcjonariacie wymuszały i uzasadniały zmiany w RN – spółka przestawała być spółką kolegów, których nadal mogliby kontrolować rodzice.

Skład rady nie wydawał się Panu nieco egzotyczny?

Doskonale zdawaliśmy sobie sprawę, że spółka potrzebuje poprawienia wizerunku i w związku z tym z niebezpieczeństwa  płynącego dla nas – że nasze nazwiska tylko do tego mają służyć. Ale przykład WGI był pouczający – niektórzy ludzie uczą się na błędach własnych, inni na cudzych.

Wizerunek uległ poprawie?

Podobno nasze powołanie zapobiegło odebraniu spółce licencji już w grudniu ubiegłego roku.

Jakieś inne efekty?

Samo zapoznanie się z spółką i strukturą jej działalności wymaga czasu – a w tym przypadku sprawy spółki to głównie sprawy spółek znajdujących się w jej portfelu – i to spółek z różnych branż.  Zadanie było proste i trudne zarazem. Nie mogliśmy dać się nabrać, że spółka  znów  wymieni przysłowiowego psa wycenionego  na „100” na dwa koty po „50”.

Co na to audytorzy?

Zmieniliśmy audytora wewnętrznego, który rozpoczął pracę od audytu spraw poruszonych przez KNF. Spotkaliśmy się z audytorem zewnętrznym i po kwartale było wiadomo, że szanse na przetrwanie spółki nie są zbyt duże, bo ani pies ani koty nie są warte tyle, na ile je wcześniej wyceniano…

Robertowi Gwiazdowskiemu dziękuję za szczerość. Opinie innych członków rady, w poniedziałkowym „PB”

Bezradność czy lenistwo, czyli polskie rady nadzorcze

Świeżo upieczony europoseł przyznał niedawno, że brał kilka tysięcy złotych za nicnierobienie w radzie nadzorczej. Członkowie innej rezygnują wraz z wnioskiem o upadłość spółki, po pięciu miesiącach od objęcia stanowisk. Co oznacza „członek rady nadzorczej” po polsku?
Nieoceniony Emil Górecki, jedyna osoba śledząca proces WGI, zszokował niedawno internet taką relacją z sali rozpraw:
 
“Obrońca: Na czym polegała pana praca w radzie WGI TFI?
Świadek: Na niczym. Spotykaliśmy się raz na kilka miesięcy, żeby się dowiedzieć, czy wniosek o utworzenie funduszu zyskał akceptację władz. Dowiadywaliśmy się, że takiej zgody nadal nie ma. Wymienialiśmy poglądy na temat aktualnej sytuacji gospodarczej i rozchodziliśmy się do domu. TFI nie funkcjonowało.
Obrońca: Jak był pan wynagradzany?
Świadek: Otrzymywaliśmy wynagrodzenie za każde posiedzenie, nie były to duże kwoty, około 2 tys. zł, ale nie pamiętam dokładnie.”
 
Oczywiście to nie tyle, ile w Parlamencie Europejskim, do którego właśnie wybraliśmy profesora Dariusza Rosatiego (bo to on jest cytowanym świadkiem), ale przyzwoitość powinna obowiązywać nawet w świecie korporacji.
 
„Rady nadzorcze stoją na straży długoterminowego sukcesu spółki. Jest to niezwykle odpowiedzialna i wymagająca funkcja, wiążąca się także z ustawowymi obowiązkami i sankcjami” – czytam w naprawdę ciekawym raporcie PwC pt. Rady nadzorcze 2013 >>  Zawiera on nie tylko życzenia, ale i realia:
 
“W wielu spółkach rady nadzorcze wydają się mieć wręcz rolę fasadową – zbyt niskiej wiedzy o rzeczywistej sytuacji rynkowej i finansowej nadzorowanych spółek towarzyszy pasywna postawa wobec planów i prac zarządu. Działania naprawcze podejmowane są często w trybie awaryjnym, a więc zbyt późno, i nierzadko ograniczają się jedynie do podejmowania decyzji personalnych.”
Są też głosy szczerych praktyków:
 

 
Są i lekarstwa:
 

 
Powyższe warunki sukcesu skojarzyły mi się z historią zmian w radzie nadzorczej upadającego IDMSA. W grudniu firma pozbyła się warunku nr 4 (zaufanie i komunikacja między radą a zarządem), rezygnując z członków rodziny w nadzorze i stawiając na pozostałe punkty. Radę brokera zasilili:
 

  • Andrzej Podsiadło, były prezes PKO BP

 

  • Wojciech Kuśpik, prezes giełdowego PTWP, wydawca m.in. serwisu wnp.pl

 

  • Blanka A. Rosenstiel, inwestorka, od blisko 60 lat mieszka na Florydzie

 

  • Tomasz Misiak, były senator, założyciel agencji Work Service

 

  • Waldemar Dubaniowski, były członek zarządu Exatela, były ambasador Polski w Singapurze

 

  • Robert Gwiazdowski, szef Centrum Adama Smitha, z doświadczeniem w radach nadzorczych kilku spółek giełdowych i ZUS, gdzie był przewodniczącym rady

 
Ich kariera skończyła się szybko. Już 21 maja solidarnie zrezygnowali. Nie pomogli. Strat mniejszościowych akcjonariuszy, których interesu rada powinna bronić, nie zauważyliśmy jeszcze, bo notowania papieru są zawieszone. Na szczęście jeden z eks-członków rady jest na Twitterze.


Historia będzie więc mieć swój ciąg dalszy.

Ważniejsze niż personalia na GPW

Im mniejsze obroty na GPW, tym głośniej o zmianach u jej sterów. Tymczasem Książęca ma dużo większy kłopot.

Nie wiem nic o zakulisowych rozgrywkach wokół fotela. Nie znam wiceministra, który został już namaszczony na jego przyszłego właściciela. Czy podoba mi się, że urzędnik nadzorujący spółkę ma zostać jej prezesem? Nie. Ale gdyby to samo pytanie brzmiało, czy podoba mi się, że przedstawiciel głównego akcjonariusza zostaje prezesem spółki, bez wahania odpowiedziałbym twierdząco.

Powyższy paradoks to tylko jeden z przykładów głównego problemu GPW, a zwłaszcza jej włodarzy – kierują instytucją publiczną czy giełdową spółką akcyjną?. Obecny szef parkietu rozpaczliwie od początku swojej skróconej kadencji próbuje połączyć obie funkcje. Być może brak mu do tego charyzmy i determinacji swojego poprzednika (choć odkopując skrzynkę z kolejnych maili dotyczących nowych pomysłów GPW w determinacji akurat widać postępy). Być może to zadanie z góry skazane na porażkę (choć są tacy, którzy twierdzą, że to wykonalne). Jedno jest dla mnie pewne – tę kwestię trzeba wyjaśnić, bo będzie ona także balastem kolejnych szefów GPW. Będzie łatwiej o strategię dla giełdy. I pomysłów na jej rozwój będzie mniej niż w ostatnich tygodniach, gdy obserwujemy ich prawdziwą inflację (nie mamy rekordu indeksów, ale mamy rekord komunikatów piarowych GPW – naliczyłem 36 w ostatnim miesiącu!). Jak to zrobić? Najlepiej przez dalszą prywatyzację GPW.

PS. „Klikalność” tego tekstu będzie zapewne niewielka. Podobnie jak poprzednich dotyczących zmian na szczytach GPW. Mało kogo z drobnych inwestorów to interesuje, a to ich powrót na parkiet jest teraz największym problemem Giełdy.

Dlaczego dalej będziemy inwestować w ambery

Kolejne rankingi potwierdzają rosnące miejsce polskiej edukacji w świecie. Jednocześnie kilkadziesiąt tysięcy Polaków potrafi zanieść oszczędności życia do parabanku i narzekać na dziadowskie państwo. O co chodzi?

Profesor PAN traci dorobek życia na trzech piramidach finansowych. Oczywiście, można płakać nad tragedią człowieka, ale jakoś mocniej ciekną mi łzy nad stanem polskiej nauki. Tymczasem kolejne rankingi potwierdzają, że w poziomie edukacji jesteśmy w absolutnej światowej czołówce.
Dysonans? Może wytłumaczą go matury, które – jak zewsząd słychać – mają być prawdziwym egzaminem dojrzałość, weryfikującym „życiowo” i „w praktyce” wiedzę, jaką młodzi pozyskali w szkole średniej. Mamy maj, więc pora zweryfikować to w praktyce. Zajrzałem do egzaminu z matematyki. Skoro ma być „życiowo”, na pewno było wiele pytań na temat procentu składanego, jakiś wykres kursu złotego, jakieś wybór lepszej z dwóch lokat bankowych, coś o podatku czy prosty wybór między tysiącem złotych dziś lub dwoma tysiącami za dwa lata. Przecież zadań jest aż 33, do zdobycia 50 punktów. MUSI BYĆ COŚ O EKONOMII.
Zawartość egzaminu? Żadne pytanie nie dotyczyło szeroko rozumianej ekonomii (nie chodzi mi nawet o zadanie stricte z ekonomii, ale o wykorzystanie matematyki w w życiu homo economicus). Udało mi się wybrać pięć, które – ale mocno naciągając – można jakoś zakwalifikować do przystosowania maturzysty do życia w gospodarce wolnorynkowej:
Zadanie 2. (1 pkt)
Jeżeli liczba 78 jest o 50% większa od liczby c, to c= …
Zadanie 13. (1 pkt)
Liczby: x 2, 6, 12 , w podanej kolejności, są trzema kolejnymi wyrazami ciągu geometrycznego. Liczba x=…
Zadanie 23. (1 pkt)
Jeżeli A jest zdarzeniem losowym, a A ‚ zdarzeniem przeciwnym do zdarzenia A oraz zachodzi równość P( A) =2 P( A’) , to P( A)=
Zadanie 25. (1 pkt)
Mediana zestawu danych 2, 12, a, 10, 5, 3 jest równa 7. Wówczas a=
Zadanie 33. (5 pkt)
Turysta zwiedzał zamek stojący na wzgórzu. Droga łącząca parking z zamkiem ma długość 2,1 km. Łączny czas wędrówki turysty z parkingu do zamku i z powrotem, nie licząc czasu poświęconego na zwiedzanie, był równy 1 godzinę i 4 minuty. Oblicz, z jaką średnią prędkością turysta wchodził na wzgórze, jeżeli prędkość ta była o 1 km/h mniejsza od średniej prędkości, z jaką schodził ze wzgórza.
Jak widać, nikt nie sprawdza na egzaminie maturalnym, czy 19-latek potrafi podjąć najprostszą decyzję finansową w racjonalny sposób. Można więc przypuszczać, że ambery i finroyale nadal sobie będą u nas dzielnie poczynać.
Co na to Facebook?

Post użytkownika Puls Biznesu.

 

Australia najszczęśliwsza, Polska 27.

OECD opublikowała swój coroczny ranking Better Life Index. Czwarty raz z rzędu wygrała Australia. Polska znalazła się na 27 miejscu wśród 36 krajów uprzemysłowionych, członków OECD.

Ranking OECD – Better Life Index

Wskaźnik mierzy 11 kryteriów, w tym zatrudnienie, dochody, stan środowiska naturalnego, bezpieczeństwo, służba zdrowia, czy generalnie zadowolenie z życia (cokolwiek to oznacza)

Oto czołowa dziesiątka:

1. Australia
2. Norwegia
3. Szwecja (najlepsza jeśli chodzi o “Środowisko”)
4. Dania (najlepsza pod względem relacji między życiem a pracą)
5. Kanada
6. Szwajcaria (najlepsza pod względem „praca” i „zadowolenie z życia”)
7. USA (najlepsze pod względem „mieszkania” i „dochód”)
8. Finlandia (numer jeden w „edukacji”)
9. Holandia
10. Nowa Zelandia (najlepsza pod względem „więzi społecznych” i „zdrowia”)

Polska zajęła 27. miejsce. Za nami kolejno Estonia, Portugalia, Węgry (z dedykacją dla jednego z naszych przywódców), Chile, Brazylia, Rosja, Grecja, Meksyk i Turcja.

W większości subrankingów jesteśmy w końcówce stawki (najgorzej w kategorii „mieszkania”, gdzie wyprzedzamy jedynie Rosję i Turcję). Ale mamy dwie silne pozycje. Okazuje się, że w Europie nie mamy sobie równych, jeśli chodzi o „bezpieczeństwo” (ktoś chyba właśnie zamierza wyeksportować to nasze subiektywne poczucie bezpieczeństwa do całej UE). W rankingu globalnym jesteśmy na drugim miejscu, za Japonią. Drugie miejsce zajmujemy także w kategorii „edukacja”, ustępując jedynie Finlandii (ale to już przecież wiedzieliśmy – słynna PISA)

Zobacz opis pozycji Polski >>

W ciągu roku nieznacznie poprawiła się sytuacja mieszkaniowa w Polsce (z 3,1 do 3,5 punktów w dziesięciostopniowej skali), dochodów (z 1 do 1,3), ale pogorszyło się zadowolenie z życia (z 3,8 do 3,4) oraz – najmocniej – proporcje między pracą a czasem wolnym (z 7 do 5,6). Zatem kończę ten przydługawy wpis…

Pobierz szczegółowe dane (excel)>>

Dwóch nowych miliarderów z Polski

Pamiętacie J&S Energy, pośrednika w handlu między Rosją a Polską? W cień usunęli się po „Orlengate”, ale mogą wypłynąć. W czołówce rankingu najbogatszych Polaków.

Mercuria Energy Group w marcu przejęła od JP Morgan cześć zajmującą się handlem surowcami, płacąc 3,5 mld USD gotówką (w Polsce pierwszy napisał o sprawie natemat.pl). W ten sposób firma stała się jednym z czterech globalnych gigantów na tym rynku. Gigantem, bo jeszcze przed przejęciem, w 2013 r. miała 112 mld USD obrotów. Zatrudnia ponad 1000 osób w 28 krajach świata, a dekadę temu zaczynała zaledwie z 10 osobami na pokładzie. Byli wśród nich Szwajcarzy Marco Duand i Daniel Jaeggi.

Para ta była też w akcjonariacie J&S, w którym pierwsze skrzypce grali – nomen omen – muzycy Grzegorz Jankilewicz i Sławomir Smołokowski. Obaj pojawili się w najnowszym artykule amerykańskiego „Forbes”, który postarał się o wycenę ich majątku. Gazeta dotarła do danych, z których wynika, że Polacy (choć urodzeni na Ukrainie) mają po 9 proc. kapitału Mercurii. Na podstawie analizy porównawczej (konkurencyjne Glencore Xstrata i Noble Group są bowiem spółkami publicznymi), „Forbes” dochodzi do wniosku, że pakiety te mają wartość 1,5 mld USD każdy.

Skoro amerykański „Forbes” wycenia, panowie trafią więc pewne także do kolejnego rankingu polskiego „Forbes”. Tylko z udziałami w Mercurii zajmowaliby na ostatniej liście piąte miejsce – za czwórką rodzimych gigantów kapitałowych (Kulczyk, Solorz, Czarnecki, Sołowow). Tylko przy konstrukcji  zestawienia nie zapomnijcie Polaka z Brazylii, którego odkrył niedawno Karol Jedliński >>

Na stronach „Wprost” znalazłem szersze sylwetki obu panów: Smołokowski >> Jankilewicz >>

Jakubas jak Ackman?

Podmioty kontrolowane przez Zbigniewa Jakubas zwiększają zaangażowanie w Netii. To ciekawe, ale dużo ciekawsze jest żądanie ograniczenie wynagrodzenia w radzie nadzorczej telekomu.

Zbigniew Jakubas, fot. Grzegorz Kawecki

Najpierw Mennica Polska, a teraz fundusz FIP 11 FIZ Aktywów Niepublicznych, ogłosiły, że posiadają duże pakiety akcji Netii. Fundusz Jakubasa, który ma już ponad 5 proc. głosów w spółce, chce zmian w składzie radzie nadzorczej, ale i ograniczenia jej wynagrodzenie. Jak to uzasadnia?

Netia nie miała wyjścia i musiała zmienić porządek walnego >>

Żądanie ograniczenia wynagrodzenia to w Polsce nietypowe, ale na Zachodzie coraz częstsze zjawisko. Wraz z rozwojem funduszy hedgingowych wzrosło bowiem znaczenie tzw. corporate raiders. Inwestorów, którzy kupują duże pakiety akcji w spółkach uznawanych za niedowartościowane. Dzięki głosom, starają się zmienić władze i politykę firmy, a później wyjść z inwestycji z zyskiem. Najbardziej znanym tego typu inwestorem jest Carl Icahn, właściciel Icahn Enterprisest i 18,8 mld USD (35. miejsce na świecie według Bloomberga). Jego najsłynniejsze „ataki” dosięgły US Steel, Time Warner, Yahoo i Motorolę. Ostatnio zainteresował się Dellem i podbił wycenę Apple, pojawiając się w jego akcjonariacie. W akcjonariacie Herbalife zmierzył się natomiast z innego typu inwestorem – Billem Ackmanem, reprezentującym kolejną falę na Wall Street  – tzw. „acitivist investors”. To osoby, które wchodzą do akcjonariatu spółki, by poprzez wpływ na jej władze zmienić politykę emitenta. W Herbalife Ackman zajął krótką pozycję, twierdząc, że firma jest bezwartościowa. Icahn stanął po stronie zarządu, skupując akcje firmy. I wygrał, zarabiając kilkaset milionów dolarów.

Aktywiści pokazali się też w akcjonariacie News Corp., żądając usunięcia kierującego medialnym imperium Ruperta Murdocha. Kilka miesięcy temu zaatakowali też – poprzez Nelsona Peltza (wcześniej znanego z ataku na H.J.Heinz) – chemicznego giganta DuPont.

Trudno mi sobie wyobrazić Zbigniewa Jakubasa w roli Ackmana (raczej powinien się skoncentrować np. na Feroco), ale polskich aktywistów wypatruję. Mielibyśmy o czym pisać, a i drobni inwestorzy byliby zadowoleni.

 

Jak zostać w OFE bez wychodzenia z domu

Bez instrukcji zajęło mi to 25 minut, więc z przyjemnością publikuję treść maila, którego dostałem z naszego działu kadr (dzień po wizycie miłych pań z ZUS).

Przesyłam „instrukcję” przesłania za pośrednictwem PUE oświadczenia o pozostaniu w OFE.

  • Po zalogowaniu się na swoje konto PUE proszę wybrać panel UBEZPIECZONY (prawy górny róg).
  • Lewe, boczne menu – wybieramy zakładkę USŁUGI – Katalog usług.
  • W polu filtrowania wpisujemy OFE i filtruj.
  • Wybieramy – OŚWIADCZENIE CZŁONKA OFE O PRZEKAZYWANIU SKŁADKI DO OFE – następnie przejdź do usługi (na dole strony).
  • Pojawia się okno o poziomie zabezpieczenia – klikamy OK.
  • Otwiera się elektroniczny formularz oświadczenia – proszę sprawdzić czy automatycznie podane dane są prawidłowe – jeśli nie można je zmienić (strona 1). Następnie przechodzimy na stronę 2 (górna część strony) i wybieramy OFE którego jesteśmy członkiem.
  • Następnie u góry strony klikamy sprawdź, po sprawdzeniu poprawności wypełnienia oświadczenia klikamy zapisz i zamykamy oświadczenie.
  • Pojawia się dokument roboczy, na dole strony klikamy WYŚLIJ DO ZUS.
  • Pojawia się okno – Wybierz sposób odbioru wiadomości z ZUS – proponuję wybrać elektronicznie przez PUE i OK.
  • Autoryzacja usługi biznesowej – wybieramy PODPISZ PRZEZ PUE.

Aha, oczywiście najpierw musicie zdobyć login do pue.zus.pl. Jak?

 Bez wizyty w oddziale ZUS   wychodzenia z domu jednak się nie obejdzie 😉

5 ministrów jeszcze nie wie

Członkowie rządu stawiają na ZUS – wynika z ankiety „Rzeczpospolitej”. Ale ci z kasą i rządzący kasą jeszcze się „wahają”.

Z oświadczenia majątkowego Radosława Sikorskiego (na koniec 2012 r.)

Z sondy dziennika  wynika, że decyzji w sprawie OFE kontra ZUS nie podjęli jeszcze Mateusz Szczurek (minister finansów), Radosław Sikorski (minister spraw zagranicznych), Włodzimierz Karpiński (minister skarbu), Rafał Trzaskowski (minister administracji) i wicepremier Elżbieta Bieńkowska. Czyli wszyscy, którzy mają najwięcej do powiedzenia jeśli chodzi o publiczną kasę.

Najgrubszym prywatnym portfelem  w tej grupie dysponuje Radosław Sikorski. Jest też mocno zdywersyfikowany, jeśli chodzi o same fundusze emerytalne. Deklaracja majątkowa, dostępna na stronach KPRM, obejmuje majątek dzielony z żoną. Pewnie dlatego są w nim aż trzy fundusze emerytalne, w tym dwa amerykańskie – Tiaa-Cref i IRA E*Trade.

PS1. Trzymam kciuki za szefa MSZ, że jednak się wyłamie i pozostanie w prywatnym funduszu emerytalnym. Będziemy wówczas w jednym OFE (wczoraj wypełniłem ONLINE deklarację, choć wyjątkowo długo jej musiałem szukać na całkiem dobrze zrobionych stronach ZUS-u)

PS2. Upsss, chyba przez PS1 złamałem zakaz reklamy. Sza…

Z OSTATNIEJ CHWILI:

Niestety, choć do końca się wahał, minister Sikorski postawił jednak na ZUS>>

Czego będziemy się uczyć od Ghany

…i na odwrót, czyli podróże pani wiceminister. Tym razem Czarny Ląd.

fot.: msz.gov.pl

„Indie mogą importować gaz łupkowy z Polski” – donosił prestiżowy indyjski „The Economic Times” powołując się na słowa –Katarzyny Kacperczyk, wiceminister spraw zagranicznych. Pani minister na twitterze wyparła się tej wypowiedzi, ale i tak postanowiłem obserwować efekty jej międzynarodowych podróży. Szczególnie tego, jak widzę je lokalne media.

I oto jest – relacja Ghana News Agency (tamtejszy PAP) z kwietniowego pobytu polskiej delegacji. Ghana liczy, że pomożemy jej zbudować lotniska i infrastrukturę lotniczych służb kryzysowych. Zamierza czerpać z polskich doświadczeń w zakresie PPP. Chce także, by Polska pomogła Ghanie rozwinąć przemysł stoczniowy. Ghana liczy na współpracę m.in. w rolnictwie, energetyce i transporcie. Zeznania pani minister na twitterze są podobne, choć jeszcze bardziej konkretne:


Ale najciekawsze smaczki dopiero przed nami. Dosłownie, bo Ghana zamierza wykorzystać swoją przewagę nad Polską wynikającą z „braku mango i ananasów w Polsce” .Pomoże to rozwinąć wymianę handlową między naszymi krajami.
Niestety, nie możemy ofiarować Ghanie w zamian naszej słynnej piłkarskiej myśli szkoleniowej. Wręcz przeciwnie. Pani minister zadeklarowała, że Polska chce się uczyć od tamtejszej drużyny narodowej. Słusznie. W najnowszym rankingu FIFA Polska jest na 72. miejscu, a Ghana, która wystąpi na najbliższym mundialu, zajmuje 38. pozycję. Tylko co na to Wydział Szkolenia PZPN?

PS. Pani Minister, Mistrzostwa w Brazyli już za kilka tygodniu. Jakby co…, to ja chętnie… i napiszę wszystko… Ceny pomarańczy skokowo rosną, a my ich u nas nie mamy.

„Przełomy projekt”, czyli giełdowa utopia

Swoją agencję ratingową uruchomili Chińczycy, mają uruchomić Rosjanie, a teraz zapowiedziały to trzy – skądinąd bardzo doświadczone – osoby z polskiego rynku kapitałowego. To absurd.

Przeczytałem właśnie „Przełomowy projekt na rzecz poprawy wiarygodności rynków”, autorstwa Adama Maciejewskiego, Leszka Pawłowicza i Wiesława Rozłuckiego.

Zgadzam się z diagnozą:

  • zaufanie do polskiego rynku kapitałowego jest w opłakanym stanie, może tylko niewiele wyższe niż po krachu w 1994 r. (najbardziej przykre, że to zasługa polskiego rządu dyskredytującego giełdę tylko po to, by zniechęcić rodaków do OFE)
  • istnieje luka w długoterminowym finansowaniu małych i średnich spółek i projektów infrastrukturalnych (choć tu akurat większą rolę niż rynek kapitałowy powinny pełnić banki i fundusze unijne)
  • ratingi są drogie, a opłacanie ich przez emitentów budzi wątpliwości co do konfliktu interesów
  • agencje ratingowe, od czasów upadku Enrona, systematycznie się kompromitują
  • domy maklerskie i banki inwestycyjne, ograniczając koszty, rezygnują z produkcji analiz
  • spada zainteresowanie małych i średnich emitentów pozyskiwaniem kapitału z rynku publicznego
  • płynność obrotu na wielu giełdowych akcjach jest znikoma

Pełna zgoda. Autorzy „Przełomowego projektu…” to osoby, które mają kompetencje i/lub moc, by powyższy stan zmienić. Jednak, gdy poznałem proponowane lekarstwo, załamałem ręce.

Instytut Analiz i Ratingu ma być NIEZALEŻNY. To jej najważniejsza cecha, która ma ją uwiarygodniać i stawiać ponad komercyjnymi agencjami. Zawsze boję się tego słowa. Co ma zapewnić niezależność? Według autorów odezwy, „struktura akcjonariatu, corporate governance oraz wewnętrzne procesy i procesy decyzyjne”. Trzymam kciuki i czekam na konkrety, ale diabeł tkwi w szczegółach pomysłu.

Giełda zarabia na obrotach, łatwo więc określić, jakiego typu „niezależne” wyceny byłyby GPW na rękę. Te różniące się od bieżącej wyceny rynkowej. I najlepiej często zmieniane. Ale nie, to jest raczej niemożliwe. Fundując nam IAiR, pomysłodawcy zdają się bowiem twierdzić, że istnieje jakaś fundamentalna, prawdziwa wartość papieru (akcji czy obligacji).

Są różne teorie na ten temat w świecie finansów. Załóżmy, że faktycznie jest taka wartość (choć pewnie w momencie czytania tego zdania różni się ona od tej, która „obowiązywała”, gdy czytałeś pierwsze zdanie tego tekstu). Skąd butne przekonanie pomysłodawców, że to ich instytucja będzie potrafiła ją znaleźć? Odpowiedzią jest „najwyższa jakość zasobów ludzkich gwarantująca najwyższy poziom przygotowanych analiz”. Czyli IAiR ma zatrudnić najlepszych analityków (zostawmy na razie rozważania na temat znaczenia słowa “najlepszy”). To może sporo kosztować. Przy krachu w 2008 r. przypominano, że do agencji ratingowych idą raczej mniej bystrzy absolwenci wyższych uczelni finansowych. To dlatego ci z Goldman Sachs czy JP Morgan tak łatwo mogą im wcisnąć …różowe  okulary.

Załóżmy nawet, że IAiR będzie na to stać. Kto za to zapłaci? Emitenci. Model biznesowy pomysłu to nadal na nich narzuca koszty całego procesu.

„Emitenci zlecają usługę ratingu i researchu GPW, która z kolei podzleca tę usługę Instytutowi, zatrzymując odpowiednią marżę uzasadnioną rolą GPW jako dystrybutora oferty Instytutu”

No to wreszcie poznałem intencje GPW, spółki giełdowej, która powinna na swym biznesie zarabiać. Choć pomysł chyba nie ucierpiałby, gdyby ją z tej układanki wyłączyć.

Nawet Warren Buffet ma nietrafione inwestycje. Co jeśli instytucja, która w pomyśle posługuje się odpowiedzialnym epitetem „publiczna”, się pomyli? A, jestem przekonany, będzie się mylić przy co drugiej korekcie prognoz spółki X, załamaniu w branży Y, przejęciu firmy Z. Czy nie będzie to oznaczało jeszcze większej degrengolady w zaufaniu do instytucji rynku kapitałowego? Kto wypłaci Kowalskiemu odszkodowanie, gdy ten – ufając w opinię IAiR – straci na rekomendacji swoje oszczędności? Zapewne IAiR, bo giełda ma działać przecież jedynie jako „dystrybutor oferty Instytutu”.

Dbajmy o zaufanie do polskiego rynku kapitałowego. Inwestujmy w edukacje drobnych inwestorów, karzmy giełdowych oszustów i prezesów-malwersantów, patrzmy na ręce „grubasom”, kłóćmy się z politykami porównującymi giełdę do kasyna. Ale nie idźmy tą drogą, proszę…

———–

Bardzo dziękuję Renacie Żukowskiej z GPW Media za polemikę (cała treść w komentarzu pod tekstem). Chciałbym się odnieść tylko to jednego jej punktu.

4. Jeśli chodzi o niezależność ratingów to tutaj pozwolę sobie na porównanie z rynkiem medialnym. Media finansowo zależne są od reklamodawców i też można spekulować na temat obiektywizmu publikacji w takich warunkach. Jednak chyba zgodzimy się, że redakcje nie wchodzą w skład biur reklamy. Nieco podobną sytuację mamy w przypadku agencji ratingowej, której jednym z fundatorów mogłaby być warszawska giełda.

Będę się upierał, że słowo „niezależność” jest nadużywane w przypadku nowego pomysłu. Po pierwsze, nie agencja ta nie będzie niezależna (będzie nadal finansowana przez emitentów). Po drugie, jeśli ma być „niezależna”, to wnioskuję a contrario, że już istniejące są „mniej niezależne”. To trochę trąci nieuczciwą konkurencją. Polecam komentarz Piotra Smolenia, CFA, który poleca GPW inne rozwiązanie – wsparcie kilku komercyjnych, mniejszych agencji …

Idąc medialnym tropem, który Pani rozpoczęła – widzę to inaczej. To trochę jakby na rynek prasy ekonomicznej wszedł nagle tańszy (albo bezpłatny) dziennik. Na dodatek przy wsparciu instytucji publicznej. Czytelnicy pewnie chętnie zaczną lekturę, ale czy wydawca zagwarantuje, że treść będzie lepszej jakości , stanowisko redakcji będzie jednolite i niezmienne, a konieczności sprostowań nie będzie? Martwię się o wydawcę, bo uszczerbek na jego wiarygodności uderzy w cały rynek prasy i w czytelników. 

"OFE czy ZUS?" zdaniem blogerów

Opinie ekonomistów, polityków i celebrytów były już wielokrotnie przytaczane. Postawiliśmy więc pytanie „OFE czy ZUS” tym, którzy dzierżą ekonomiczny rząd dusz w sieci – blogerom.

fot. iStock

Random Jog , autor bloga “Owczy pęd”

Ostateczną decyzję w sprawie wyboru między OFE i ZUS zostawiam sobie na później. Wszystko jednak wskazuje na to, że będzie to OFE i to głównie ze względu na dywersyfikację. W obecnym kształcie OFE mogą bowiem znacznie więcej inwestować za granicą i jak na razie bardzo chętnie to robią. W przypadku kraju z niekorzystnymi trendami demograficznymi, jakim jest Polska, wyjście za granicę to bardzo dobre źródło dywersyfikacji, którego ZUS nie może zaoferować. Nie miejmy jednak złudzeń – ponieważ do OFE będzie trafiać tylko niewielka część składki emerytalnej, niezależnie od wyboru wpływ na ostateczną emeryturę będzie ograniczony.

Rafał Hirsch, autor bloga …Rafała Hirscha 

Wybieram OFE, ponieważ w życiu nie da się uciec od ryzyka, tak więc twierdzenie, że w OFE jest ryzyko, a w ZUS go nie ma jest fałszywe. Ryzyko jest zawsze i wszędzie, a skoro tak, to trzeba umieć z nim żyć i nauczyć się nim zarządzać. Jestem przekonany, że OFE to właśnie potrafią – zarządzać ryzykiem. ZUS ani nie chroni przed ryzykiem, ani niczym nie zarządza. 
Po drugie to ryzyko w OFE jest małe, bo mała jest część składki, która tam trafia, a w razie czego za dwa lata można zmienić zdanie.
 Po trzecie w OFE warto zostać z czystej ciekawości. Po czwarte OFE właśnie obniżają opłaty, po piąte waloryzacja składek w ZUS będzie w najbliższych lat dość niska, a po szóste warto uczynić z tego wyboru swoją małą manifestację polityczną przeciwko kłamstwu, nieuczciwości, pogardzie i ignorancji  które dominują zarówno w rządzie, jak i w opozycji.

Izabella Kaminska, jedna z najbardziej znanych blogerek ekonomicznych w Europie, publikująca na platformie „Financial Times”

Na Zachodzie popieram ideę powszechnego dochodu podstawowego (ang. Basic income), czego rozwinięciem jest emerytura państwowa, ale niekoniecznie rekomendowałabym to dla wszystkich rynków wschodzących. Nie patrzyłam na tę kwestię pod kątem Polski, ale preferuję system państwowy. Prywatne fundusze emerytalne będą miały kłopot z dywersyfikacją ryzyka.

Paweł Cymcyk, autor bloga “DNA Rynków”

W trwającym emerytalnym konkursie piękności, mimo że prawo do marketingowego makijażu zostało zarezerwowane tylko dla jednej z uczestniczek wybór jest dla mnie prosty i jasny. Motto pierwszej kandydatki “ZUStańmy razem” ma nieukrywane monopolistyczne zapędy do pełnego i bezwarunkowego zaufania z mojej strony, które i tak już w 85% jest zarezerwowane dla tej opcji. Nie jestem skory do takich poświęceń mając alternatywę drugiej uczestniczki głoszącej “OFEruje się zarabiać dla Ciebie”. Z ekonomicznego, praktycznego i pragmatycznego punktu widzenia to dla mnie bardziej przekonujące niż stawianie wszystkiego na jeden ZUS.

Irlandia ma co świętować (WYKRESY)

W poniedziałek Irlandczycy na całym świecie świętują Dzień Świętego Patryka. Inwestorzy zaangażowani w irlandzkie aktywa świętują już od dawna.

Rentowność 10-letnich obligacji Irlandii, źródło: Bloomberg

W Irlandii już dawno zapomniano, że kraj ten miał swoją literkę w akronimie PIIGS. Dublin reformował się szybciej i skuteczniej niż kraje z południa Europy. Nie zaszkodziło też 85 mld EUR pomocy finansowej od UE i MFW. Rynki szybko to doceniły. Dowody? Najlepiej na wykresach. 

Rentowność 10-letnich obligacji Irlandii właśnie spadła do najniższego poziomu w historii, choć Dublin na rynek długu powrócił dopiero w tym miesiącu. Choć niedawno odsetki od irlandzkich obligacji naliczano nawet dwukrotnie szybciej niż od polskich, dziś Polska musi płacić o ponad 100 punktów bazowych więcej niż Irlandczycy:

Ryzyko niewypłacalności Irlandii jest dziś na polskim poziomie. Kontrakty CDS na 5-letni dług wyceniane są na 88 punktów bazowych wobec 80 punktów dla Polski. W najgorszych momentach kryzysu finansowego CDSy Irlandii „kosztowały” 1200 punktów bazowych. Polskie nigdy nie przekroczyły 400 punktów:

Na rynku irlandzkich akcji także panuje hossa. Wprawdzie wskaźnik ISEQ przechodzi korektę, ale kto kilka lat temu zainwestował w Dublinie, nie może żałować:

Hasło „Polska drugą Irlandią” znowu może być więc sloganem wyborczym nad Wisłą.

Dajcie Polsce broń nuklearną, czyli jak zostać frontier market

Przedstawiciele rządu wizytują oddziały i producentów broni, ministrowie jeżdżą po Europie przekonując – z miernym skutkiem – do sankcji, a w tv chyba tylko godziny dzielą nas od postawienia celebrytom pytania „czy Polska powinna wypowiedzieć wojnę Rosji”. Jak żyć?

Nie martwcie się. Sposób znalazł właśnie prestiżowy „Wall Street Journal”.  W tekście „Jak wywrzeć militarną presję na Rosję” przedstawił swoje diagnozy. Wygodne i bezpieczne, bo widziane z odległości Waszyngtonu (stamtąd pisze je Jim Thomas, autor). Fundamentem presji ma być odejście od zasady „Trzech Nie”, zgodnie na terytorium nowych członków NATO ma nie być broni nuklearnej.

–  Wstęp krok powinien wyposażyć polskie samoloty F-16 w możliwość przenoszenia konwencjonalnej i nuklearnej broni, by mogły uczestniczyć w misjach nuklearnych NATO. Po tym szybko badania terenowe, by zidentyfikować odpowiednie lokalizacje do przechowywania broni nuklearnej na terytoriach sojuszników „front-line”, w tym Polski, jeśli relacje z Rosją będą się pogarszać” – czytamy w WSJ.

To nie koniec.

– Czas, by NATO i sprzymierzeńcy  rozważyli stałą obecność sił konwencjonalnych w Polsce, Rumunii i krajach nadbałtyckich – rozkręca się Jim Thomas.

W kroku trzecim autor szuka rozwiązań z Afganistanu (ale tego z lat 80’, więc czekam na retweet szefa naszego MSZ). Jest też czwarty, dotyczący Syrii.

Chcieliśmy pozbyć się łatki emerging market, awansować do ligi developer. Tymczasem przez ADHD polityków i dziennikarzy stajemy się „frontier market” (odsyłam do definicji) Najpierw politycznym, a za chwilę gospodarczym. Za jedno i drugie zapłacimy. Chociażby w ratach kredytu hipotecznego. Ale nie tylko…

Jak polskie łupki zawędrują do Indii

„Indie mogą importować gaz łupkowy z Polski” – donosi „The Economic Times”. Kaczka dziennikarska? Może. Choć mówimy o czołowym tytule biznesowym na świecie i słowach polskiej wiceminister spraw zagranicznych.

– Indie i Polska mają wiele podobieństw i zbliżone potrzeby na polu bezpieczeństwa energetycznego i czystej energii. Jesteśmy gotowi wesprzeć Indie nowoczesnymi urządzeniami i technologiami górniczymi – mówi gazecie w ekskluzywnym wywiadzie Katarzyna Kacperczyk, podsekretarzem stanu ds. polityki pozaeuropejskiej, dyplomacji publicznej i ekonomicznej.

Brawo. Ale w kolejnym akapicie pani minister, w MSZ zatrudniona od 2002 r., idzie jeszcze dalej.

– Mamy 55 odwiertów gazu łupkowego. Jesteśmy jedynym krajem, który znajduje się na zaawansowanym etapie poszukiwań. Komercyjna produkcja zacznie się w przyszłym roku. Indie mogą importować gaz łupkowy z Polski, by odpowiedzieć na swoje rosnące potrzeby energetyczne – mówi Katarzyna Kacperczyk, której w Indii towarzyszyło 70 przedsiębiorców z Polskiej Izby Handlowej.

Jaki cudem nasz jeszcze niewydobyty gaz ma pokonać ponad 6000 km? Z odsieczą przychodzi twitter.

„The Economic Times” to dziennik wydawany w 12 miastach Indii. Według Wikipedii, kupuje go 800 000 osób, co stawia go na drugim miejscu w świecie wśród najpoczytniejszych tytułów biznesowych w języku angielskim (za „Wall Street Journal”). Ukazuje się w kolorze łososiowym, jak „Financial Times” i „Puls Biznesu”.

Z ziemi włoskiej do polskiej, za chlebem

W Polsce biednych jest mniej niż we Włoszech, o Grecji nie wspominając. Niemożliwe? A jednak. Oczywiście, wszystko zależy od definicji „biednego”.

Osiem lat temu ubogi był co szesnasty Włoch i co trzeci Polak. Dziś „siły” się wyrównały. A może po prostu obywatele Italii nauczyli się pieczołowiciej ukrywać swój majątek.

Najnowsze dane OECD mogą wywołać zamieszki nad Tybrem. Okazuje się, że odsetek osób żyjących w ubóstwie jest  już wyższy niż w Polsce. Jeszcze osiem lat temu było pięciokrotnie mniejszy. Definicja „dotkliwego ubóstwa” pasuje jak ulał do organizacji skupiającej 34 najbardziej rozwinięte gospodarczo państwa świata. Według OECD, ubogi to osoba, która nie może sobie pozwolić na co najmniej cztery z dziewięciu zdefiniowanych w zestawieniu wydatków:

•    płatność za mieszkanie (czynsz, hipoteka czy media)
•    ogrzanie mieszkania (ciekawe, czy tu uwzględniono Greków i Włochów? 😉
•    regularne spożywanie mięsa lub protein
•    wyjazd na wakacje
•    telewizor
•    pralka
•    samochód
•    telefon
•    sfinansowanie nieoczekiwanych wydatków

Okazuje się, że na powyższe przypadłości cierpi jeden na siedmiu Polaków. Sporo? Tylko pozornie. W 2005 r. na miano „dotkliwie ubogiego” zasługiwał co trzeci Kowalski. Od tego czasu w Polsce odsetek ubogich malał najmocniej w Europie. Do 2012 r. spadł o 20,3 punktu procentowego, bijąc kolejny w zestawieniu Łotyszy i Litwinów. Żeby nie było tak różowo – w 2011 r. biednych nad Wisłą było jeszcze mniej (13 proc.) niż rok później (13,5 proc.).

Całkowicie inaczej ostatnie lata odczuć mogli Włosi i Grecy. Pierwsi na liście ubóstwa właśnie nas przegonili, choć w 2005 r. w tym kraju biedni stanowili zaledwie 6,4 proc. społeczeństwa. Dziś jest to 14,5 proc. Znacznie większe powody do narzekań mogą mieć jednak Węgrzy. Po wejściu do Unii ubodzy stanowili tam „zaledwie” 22,9 proc. W 2008 r. bratankowie zrównali się z nami, a dziś biednych jest tam więcej niż przed akcesją. W UE więcej walczących o finansowe przetrwanie jest jedynie w Bułgarii i Rumunii. Kryzys w nie każdy kraj uderzył w równym stopniu. Hiszpanie. Irlandczycy i Słoweńcy nadal są lokują się poniżej unijnej średniej, które sięga 10 proc. 

Jasne punkty na mapie ubóstwa to, zgodnie z oczekiwaniami Europa Północna. Unijnym liderem jest Szwecja (1,3 proc.), która pokonuje nawet Norwegię. Wszystkich na Starym Kontynencie godzi jednak Szwajcaria, gdzie odsetek ubogich spadł właśnie do rekordowo niskich 0,8 proc. Ciekawe, jak zmieni się ten wskaźnik po majowym otwarciu rynku pracy w tym kraju.

Państwa unijne z „dotkliwym ubóstwem” * (proc.)

Szwecja 1,3
Holandia 2,3
Dania 2,8
Finlandia 2,9
Austria 4,0

Niemcy 4,9
Hiszpania 5,8
Czechy 6,6

Włochy 14,5
Grecja 19,5
Węgry 25,7
Rumunia 29,9
Bułgaria 44,1

* Dane OECD na bazie danych Eurostatu (fanom statystyk polecam >>)

Nowszeposts

Copyright © 2024 zByka.pl

Theme by Anders NorenUp ↑