Im mniejsze obroty na GPW, tym głośniej o zmianach u jej sterów. Tymczasem Książęca ma dużo większy kłopot.
Nie wiem nic o zakulisowych rozgrywkach wokół fotela. Nie znam wiceministra, który został już namaszczony na jego przyszłego właściciela. Czy podoba mi się, że urzędnik nadzorujący spółkę ma zostać jej prezesem? Nie. Ale gdyby to samo pytanie brzmiało, czy podoba mi się, że przedstawiciel głównego akcjonariusza zostaje prezesem spółki, bez wahania odpowiedziałbym twierdząco.
Powyższy paradoks to tylko jeden z przykładów głównego problemu GPW, a zwłaszcza jej włodarzy – kierują instytucją publiczną czy giełdową spółką akcyjną?. Obecny szef parkietu rozpaczliwie od początku swojej skróconej kadencji próbuje połączyć obie funkcje. Być może brak mu do tego charyzmy i determinacji swojego poprzednika (choć odkopując skrzynkę z kolejnych maili dotyczących nowych pomysłów GPW w determinacji akurat widać postępy). Być może to zadanie z góry skazane na porażkę (choć są tacy, którzy twierdzą, że to wykonalne). Jedno jest dla mnie pewne – tę kwestię trzeba wyjaśnić, bo będzie ona także balastem kolejnych szefów GPW. Będzie łatwiej o strategię dla giełdy. I pomysłów na jej rozwój będzie mniej niż w ostatnich tygodniach, gdy obserwujemy ich prawdziwą inflację (nie mamy rekordu indeksów, ale mamy rekord komunikatów piarowych GPW – naliczyłem 36 w ostatnim miesiącu!). Jak to zrobić? Najlepiej przez dalszą prywatyzację GPW.
PS. „Klikalność” tego tekstu będzie zapewne niewielka. Podobnie jak poprzednich dotyczących zmian na szczytach GPW. Mało kogo z drobnych inwestorów to interesuje, a to ich powrót na parkiet jest teraz największym problemem Giełdy.