O rodzimych funduszach indeksowych i ETF na poskie papiery już pisałem. A jak inwestować przez nie w zagraniczne akcje? Ciężko…
Niedawny tekst Kamila Kosińskiego w “Pulsie Biznesu” brutalnie wybudził mnie z marzeń o setkach ETFów dostępnych dla Kowalskich. Chodzi o język. Polski język.
Powód wykończenia dostępu do ETF-ów będzie w zasadzie ten sam co półtora roku temu — obowiązująca od 2018 r. unijna dyrektywa MiFID II w połączeniu z unijnym rozporządzeniem w sprawie dokumentów zawierających kluczowe informacje, dotyczących detalicznych produktów zbiorowego inwestowania i ubezpieczeniowych produktów inwestycyjnych z 2014 r.
Przepisy te nałożyły obowiązek prezentowania inwestorom dokumentu z kluczowymi dla nich informacjami, a także tego, by od 2020 r. był on udostępniany w języku urzędowym państwa Unii Europejskiej, na terenie którego ETF będzie można kupić. Już pierwszy warunek wyciął z oferty polskich biur maklerskich amerykańskie ETF-y, gdyż w Stanach Zjednoczonych mało kto się europejskimi przepisami przejmuje. (…) Pozostały tylko te, które stworzono specjalnie z myślą o obrocie na giełdach UE. Tym, co może dobić dostęp do ETF- -ów, jest jednak zbliżający się termin tłumaczenia KID-ów (Key Information Document). Nikt nie będzie tłumaczył tych informacji na bułgarski, rumuński czy polski (…) więcej na stronie pb.pl>>
Pisząc więc o pochodzie blackrocków i innych nad Wisłę wykazałem się zatem chyba nadmiernym optymizmem. Ale może damy sobie radę bez nich?
Polskie, czyli jakie
O tym, że produkty inwestowania pasywnego są potrzebne (a wg mnie, po prostu lepsze) pisałem nie tak dawno. Ale czy koniecznie muszą to być produkty „polskie”, czyli działające w polskiej strukturze prawnej? Jest przecież tyle platform, gdzie w każdej chwili można zakupić setki ETF-ów i zarabiać/tracić wraz z indeksami na całym świecie. „Polskie” na pewno przyciągnęłyby jednak uwagę tych najmocniej dmuchających na zimne. To znane, często efektywne (brak podatku od dywidend) opodatkowanie, nadzór (wiem, wiem, to nie dla każdego argument na plus;), znane TFI (tak samo), oferujący (tak samo), depozytariusz (tak samo). Słowem – gdyby coś się stało, wiadomo, gdzie szukać winnego i że jest blisko nas. Skuteczności tego poszukiwania nie komentuję. Dochodzi jeszcze inny rynek obrotu i różnice rynkowe (ale to akurat często różnice in plus, bo najczęściej koszty zakupu i przetrzymywania, opłaty za zarządzanie i spready mogą być niższe).
Zestawienie polskich funduszy indeksowych i ETF inwestujących w polskie akcje >>
Problem w tym, że „polskich” jest, jak na lekarstwo. W zasadzie, nawet Lyxor ma „obcego” dostawcę i strukturę prawną, a statut i prospekt po angielsku (naprawdę, nie zrozumiem, jeśli KNF nie uzna angielskojęzycznych dokumentów).
Jak pasywnie inwestować w zagraniczne akcje poprzez polskie fundusze?
Oferta obecnie istniejąca, choć skromna, cieszy się umiarkowanym powodzeniem. Ponad 100 mln zł zgromadziły tylko inPZU, działające od roku oraz PKO akcji amerykańskich i PKO rynków wschodzących, funkcjonujące od czterech lat. To inwestycja dostępna dla każdego. Minimalna wpłata to 100 zł, z wyjątkiem Lyxora, w którym po prostu płaci się za jednostkę na giełdzie. To jedyny ETF na liście, reszta to fundusze indeksowe.
Nazwa produktu | Opłata za zarządzanie | Maksymalna łączna opłata dystrybucyjna i umorzeniowa |
inPZU Akcje Rynków Rozwiniętych | 0,50% | 0,00% |
PKO Akcji Rynku Amerykańskiego | 0,70% | 4,49% |
PKO Akcji Rynku Europejskiego | 0,70% | 4,49% |
PKO Akcji Rynku Japońskiego | 0,70% | 4,49% |
PKO Akcji Rynków Wschodzących | 0,70% | 4,49% |
ING BSK Indeks S&P 500 | 1,60% | 0,00% |
ING BSK Indeks MSCI EMU | 1,60% | 0,00% |
Lyxor ETF S&P 500 | 0,15% | prowizja maklerska |
Lyxor ETF DAX | 0,15% | prowizja maklerska |