Zgłaszałem uwagi do projektu wsparcia pokrycia analitycznego GPW tak długo, że giełda zaprosiła mnie do Komisji Weryfikacyjnej programu. Bardzo dziękuję. W tym miejscu podsumowuję uwagi, także zgłaszane przez Was, czyli inwestorów indywidualnych.
Na projekt GPW wydaje sporo, bo 4 mln zł w dwa lata. Program ma więc określony czasowo i budżetowo zasięg. Ale może niektóre rzeczy uda się jeszcze zmienić lub ktoś wróci do nich w roku 2021.
Przede wszystkim, za wcześnie na wyciąganie wniosków z programu. Wolumeny – jeśli będą się zmieniać – to będzie to efekt stopniowy. Natomiast w analizie w ogóle pominąłbym wątek reakcji kursów, bo przecież nie o to w tym programie chodzi (w monitoringu pokrycia analitycznego, który prowadziłem przez kilka miesięcy, starałem się pokazać, że wpływ nadmiernego optymizmu analityków i samych rekomendacji na kursy jest zerowy). Warto postawić na edukacyjny charakter projektu, bo Giełdzie zależy przecież na edukowaniu rynku i odbudowie zaufania do niego. GPW ma też w swojej strategii także mocny rozwój oparty na danych i doświadczeniach fintechów –warto rozważyć zatem odważniejszą współpracę nie tylko z brokerami przy projekcie. Dlaczego nie wystawić Kowalskim danych finansowych, narzędzi do korzystania z nich i na końcu nauczyć drobnych inwestorów, jak mądrze z nich korzystać. Słowem – może warto współpracować nie tylko z domami maklerskimi, ale i licznymi na naszym rynku portalami, wydawcami, organizacjami, które mają ekspertów, narzędzia, dane i dobre chęci.
Co do samych wniosków, to prezentuję poniżej:
- Język i forma komunikacji: Jasne zdefiniowanie tego, do kogo są adresowane te rekomendacje. Jeśli także do inwestorów indywidualnych, to nie wykorzystujemy edukacyjnego potencjału projektu – skoro Giełda płaci, może i powinna wymagać od brokerów posługiwanie się językiem zrozumiałym przez Kowalskiego. Raport powinien zawierać elementy edukacyjne (np. co to jest cena docelowa, co oznacza „akumuluj”, co to jest koszt kapitału, co to jest analiza DCF, itd.). Raporty powinny się też posługiwać spójnym językiem i ocenami (zrozumiałymi i porównywalnymi między biurami). Obecnie rekomendacja „kupuj” w jednym biurze mogłaby być rekomendacją „trzymaj” w innym. Jak to wymusić na brokerach? Wystarczyłoby, by wypełniali jedną tabelkę podsumowującą raport – identyczną dla wszystkich brokerów. Ułatwiłoby to także dystrybucję i prezentację raportów.
- Czas dystrybucji : powinien zapewniać równy i maksymalnie powszechny dostęp do nowy rekomendacja przez wszystkich inwestorów. Jeśli giełda nie chce brać na siebie dystrybucji raportów (ryzyko dostępu do informacji niepublicznej, etc.), to może powinna to robić agencja prasowa lub można wykorzystać do tego system ESPI. Pozostawienie tej kwestii wyłącznie brokerom-autorom rekomendacji zawsze będzie nieść ryzyko nierównego dostępu do raportu.
- Spółki – cele: Wątpliwość budzi, że pokrywane są spółki, które same zgłoszą się do programu. Argument, że takie chętniej współpracują z analitykami nie powinien dotyczyć spółek określanych jako „publiczne”. Taka współpraca to przecież ich obowiązek i właśnie te spółki, które „mają coś do ukrycia” powinny być mocniej przeglądane. Kwalifikowane do programu nie powinny być także te spółki, które broker biorący udział w projekcie już analizuje. Może warto włączyć w to inwestorów indywidualnych, zapewniając sobie przy okazji ich pozytywne nastawienie do pomysły, i zapytać o to, jakie spółki chcieliby mieć analizowane na zlecenie GPW.
- Raporty : są bardzo optymistyczne, co może być z faktem, że spółki same zgłaszają się do programu (zaledwie dwie negatywne rekomendacje z pierwszych czterdziestu). Być może nie odbiega to od rynkowej średniej, ale niesie ryzyko dla prestiżu GPW, „na zamówienie” której powstają rekomendacje. Inwestorzy indywidualni mogą odbierać to jako autoryzację raportu przez Giełdę i w przyszłości mieć pretensje w wypadku, gdy rzeczywistość okaże się mniej różowa niż zawartość raportu. W samych raportach warto zawrzeć dokładniejszy opis założeń do wyceny i scenariusze w przypadku, gdy założenia okażą się nietrafione. Brak też analizy SWOT, albo przynajmniej czynników ryzyka. W ogóle pomijane są elementy ESG, a giełda mogłaby tu zbudować bodziec do propagowania elementów społecznie odpowiedzialnego inwestowania.
To co wyżej, to oczywiście efekt przemyśleń całego rynku, a inspiracje znalazłem m.in. w Waszych tłitach (zgłaszajcie nadal):
Szczególnie spodobał mi się pomysł Ignacego Morawskiego. Obiecuję, że do niego wrócę.