Premier leci w piątek na sześć dni do Chin. Otoczona wianuszkiem publicznych i prywatnych firm? Nie. Z Beatą Szydło leci jeden prezes. Z KGHM.
Nasza premier spotka się m.in. z przewodniczącym Xi Jinpingiem, premierem Li Keqiangiem i prezesami chińskich firm i funduszy inwestycyjnych. To bardzo dobrze. Gorzej, że z naszej strony nie wystawiamy równie mocnej, biznesowej ekipy. W handlu z Chinami mamy ogromny deficyt, a nasz eksport do tego kraju nie rośnie tak, jak np. ten z Czech czy Węgier (ileż można wierzyć w eksportowe efekty akcji #jedzjabłka Pulsu Biznesu?;). O ilu polskich inwestycjach w Chinach państwo słyszeli? Premier chyba też o niewielu, a przyczynę znajduje w jednym z resortów, komentując „Ministerstwo Rozwoju musi wykazać więcej determinacji”.
Sprawdziłem. Dokładnie cztery lata temu w podobną podróż udał się do Chin prezydent Francji. Hollandowi towarzyszyło kilkudziesięciu vipów z sektora przedsiębiorstw, na czele z Airbus, Areva i Renault. Podpisano 20 konkretnych umów, a we francusko-chińskim forum biznesowym wzięło udział 700 osób…
Ciekawe opracowanie o kontekście wizyty znalazłem na Obserwatorfinansowy.pl, ale świetnym specjalistą od Chin jest też Maciek Kalwasiński z Bankiera. Polecam jego tekst “Polska premier w Chinach, polski eksport nie” z takim oto smutnym wykresem:
PS 1 – Przykład Hollande wykorzystałem, bo to chyba najczęściej wyśmiewany (jako polityczny bankrut) przez polski rząd prezydent, a Francja prezentowana jako upadłe państwo. Paryż ma też podobne do polskich kłopoty z Chinami (wielki deficyt, niski eksport), pozostając pod względem relacji z Państwem Środka daleko za Niemcami
PS 2 – Jak tłumaczył niedawno redaktorom minister Waszczykowski, nasz premier jest odpowiednikiem prezydenta we Francji
PS 3 – Być może to nie wina rządu, że prawie nikt z biznesu z nim nie podróżuje. Biznes mógł przecież jeszcze nie wrócić z kosmosu, do którego trafił w katowickim Spodku