Udało się! Przeżyłem pierwszy – i zapewne ostatni – maraton. Wynik nieistotny, bo liczyło się dla mnie po prostu ukończenie biegu. Zrealizowanie tego marzenia zainspirowało mnie do napisania kilku słów więcej, bo każdy biegacz i inwestor ma swoją drogę, doświadczenie, a przede wszystkim cel. Co jeszcze dzieli i łączy maraton z inwestowaniem?
Motywacja
Jeszcze kilka lat temu rzadko wstawałem zza biurka, a przebiegnięcie dwóch kilometrów bez przystanku nie wchodziło w grę. Potem przyszła pasja związane z biegówkami, a że śniegu mamy coraz mniej, coś w przerwie między sezonami trzeba robić. Można na przykład biegać. Bez nart. Motywacje do działania mogą być różne.
W inwestowaniu jest podobnie. Czasem jest to ambicja, czasem syn, któremu chcemy zaimponować (mój już zaczął ze mną zarówno inwestować, jak i biegać), czasem strach. Motywacja jest bardzo ważna. Może najważniejsza. I każda jest dobra, choć nie każda równie mocna.
Cel
Tu między poszczególnymi inwestorami jest zasadnicza różnica. Jedni walczą o rynkową średnią, inni ścigają się o mityczną alfę lub chcą po prostu zabezpieczyć kapitał przed utratą wartości. Jedni myślą o długim dystansie, inni o sprincie. Jedni i drudzy mogą biec razem, nie przeszkadzając sobie, a wręcz wspierając (vide: płynność). Z biegiem lat coraz bardziej widzę, że inwestowanie zorientowane właśnie na cel ma największy sens. Dużo większy niż klasyczna walka o maksymalizację zysku przy danym poziomie ryzyka.
W bieganiu jest podobnie. Dlatego jestem szczęśliwy z moich 5 godzin i 9 minut. Moim celem było ukończenie biegu w miarę dobrej formie, a nie zrobienie tego w jak najszybszym tempie. Choć oczywiście podziwiam i zazdroszczę tym walczącym o 3 i pół czy 4 godziny. Wiem, że mógłbym to zrobić trochę szybciej niż ostateczny wynik, ale czy wtedy byłoby faktycznie lepiej?
Pewnie spekulując na bitcoinie, mógłbym co drugi miesiąc chwalić się dwucyfrowymi stopami zwrotu. Ale nie taki mam cel i biorę nudne, pasywne zyski, które „zaledwie” pukają do dwucyfrowych zysków i to średniorocznie. Mi to wystarczy. Tobie też radzę dostosować tempo i cel do siebie.
Przygotowanie
Wspominałem, że mógłbym pobiec szybciej. Mogłem się lepiej przygotować. Tu bieganie jest bardziej wymagające niż inwestowanie. Nie da się z marszu pobiec maratonu. Trzeba systematyczności i determinacji. Morza potu i nierzadko łez.
Ale są też podobieństwa. Warto, podobnie jak w inwestowaniu, zacząć odpowiednio wcześnie. Pomaga, jak w inwestowaniu, cierpliwość. Przyda się też nauka na błędach, co też łączy trening z inwestowaniem. Ale inwestować może – i powinien – każdy. W bieganiu nie każdy może i nie każdy powinien. Oczywiście, trzeba wiedzieć, jak i gdzie. Ale podstawowa wiedza o rynkach, wzbogacona technologiami ułatwiającymi proste i tanie inwestowanie, jest ogólnodostępna i darmowa.
Sprzęt
Zacząłem przygotowania w maju, a że mam wtedy urodziny, sprawiłem sobie naprawdę dobre buty. Takie dwa numery za duże, zgodnie z zaleceniami. Biegło mi się dobrze, ale pewnie gdybym kupił je trzy razy taniej, byłoby podobnie. Ignacy Morawski, najlepszy biegacz wśród ekonomistów i najlepszy ekonomista wśród biegaczy, celowo biegł w butach z sieciówki. On był już w domu, po obiedzie, gdy ja jeszcze walczyłem ze sobą i dystansem. W bieganiu dobry sprzęt pomaga, ale nie pobiegnie za Ciebie. W inwestowaniu są aplikacje czy usługi robo-doradców, które praktycznie zrobią za Ciebie wszystko. Ale musisz zacząć je używać, czyli wystartować.
Najważniejsze, czyli sam bieg
Dlaczego ponad 5 godzin? Zacząłem za mocno. Zapomniałem, że nie liczy się pierwszy kilometr, dziesięć, półmaraton. Liczy się to, czy dotrę do mety, ewentualnie (dla ambitnych), w jakim to zrobię tempie. Mogłem lepiej rozłożyć siły. Tymczasem pierwsza połowa zajęła mi 43% łącznego czasu. Nie było warto. Tu widzę kolejną analogię z inwestowaniem – ci, którzy próbują za “szybko zarobić” poprzez day trading czy spekulacje, często kończą jak biegacze, którzy za szybko rozpoczęli bieg.
Za często patrzyłem też na innych. „Dziki” atak na biegacza z chorągiewką na 4:30 rozpocząłem przed dziesiątym kilometrem. Czułem się wtedy, jak młody bóg. Ale było to krótkotrwałe uczucie. Pewnie zbliżone do funduszu, który potrafi wygrać roczny ranking najlepszych inwestycji, ale w zestawieniu za dekadę jest poniżej rynkowej średniej lub wręcz znika z oferty.
Za długo biegłem z kamykiem w bucie. Zamiast stracić minutę na pozbycie się go, otarłem stopę i przez godzinę biegłem z bólem. Jeśli coś Ci przeszkadza, w bieganiu i inwestowaniu, zrób coś z tym. Musisz się czuć komfortowo z Twoim obuwiem i portfelem w długim terminie. Choć nieraz może to oznaczać zmianę wcześniejszych założeń i zakwestionowanie własnych przekonań.
Dyskomfort, jak ten z kamykiem, i inne kryzysy są normalne. W maratonie na trasie pojawia się „ściana” – moment, kiedy organizm chce się poddać. U mnie zaczęła się dużo szybciej niż przed mitycznymi 30-35 km. Trzeba wtedy biec głową, a nie tylko nogami.
W inwestowaniu zawsze jest ryzyko – rynki tracą, emocje podpowiadają: „sprzedaj!”. Tu również trzeba działać rozumem, nie panikować i trzymać się planu. Przegrywasz, gdy poddasz się emocjom i zapomnisz, że ryzyko to cena zysku.
Meta
Start jest ważny, więc po prostu zacznij – bieg lub inwestowanie! Ale to meta jest nagrodą za wytrwałość. Zakończenie maratonu, zwłaszcza będąc oklaskiwanym przez zaniepokojoną rodzinę, to ogromna satysfakcja. Właśnie dlatego, że było trudno. Podobnie, osiągnięcie celów finansowych po latach systematycznego inwestowania – niezależność finansowa, edukacja, bezpieczna emerytura czy tylko tobie znany cel – jest tym cenniejsze, że wymagało dyscypliny i cierpliwości.
Pamiętaj, nie ma drogi na skróty w bieganiu i inwestowaniu. Trzeba przebiec te 42 km z hakiem. Trzeba odłożyć te x zł, wypracować te y procent zysku. Ale nie zawsze musisz być pierwszy na mecie. W bieganiu wygrywa najszybszy. W inwestowaniu możesz być średniakiem, ale jeśli zbierasz tę średnią przez odpowiednio długi okres czasu, trafisz do absolutnej czołówki rynku. I na to liczę 😊