Hej, są wśród Was frankowicze? To już dokładnie pięć lat od “czarnego czwartku”, gdy kurs szwajcarskiej waluty wzleciał w kosmos.
Potem było już spokojnie. Przez ostatnie lata, kurs rzadko nie wychodził poza pasmo 3,75 zł – 4 zł, a w większości przypadków suma spłaconych dotąd rat i tak jest znacząco niższa niż kredytobiorców z takim samym początkowym długiem, ale w złotych.
Wiem, wiem, spłacacie i 10 lat, a łączne zadłużenie przekracza ciągle wartość mieszkania. Nie możecie go zmienić, bo jak? Politycy obiecali. itd… Jako frankowicz jestem jednak optymistą – kurs walutowy ma to do siebie, że się waha, więc doczekamy się jeszcze franka z dwójką na czele. Wiem, co podpisywałem, a na polityków nigdy nie liczyłem. Nawet gdyby mieli pomóc to i tak wydaje mi się, że prędzej ta pomoc może się przydać tym, którzy przy rekordowo niskich stopach procentowych zadłużyli się w złotym. To prawdziwa tykająca bomba…
Jeśli nikogo nie pocieszyłem, to może pomoże moja rozmowa z żoną w samym szczycie gorączki “czarnego czwartku”: